piątek, 15 sierpnia 2014

Bałwanek i Piecyk.

Chyba każdy zna bajkę o Bałwanku i Piecyku? Jestem Bałwankiem, On jest Piecykiem. Rozpuścił mnie, prawie do końca. "Na szczęście" to, jaki był chłodny po wszystkim sprawiło, że trochę ze mnie zostało. Trochę lodu, trochę siły. Od roku próbuję się na nowo zbudować. Lepię tę największą kulę, z nią jest podobno najtrudniej. Potem zostają jeszcze tylko dwie, każda coraz mniejsza. Coraz łatwiej dotrzeć do celu. Następnie pozostaje kwestia dodatków. Potrzebny będzie nos, koniecznie zadarty - żeby nie dać się już nikomu! I oczy - mimo wszystko wciąż potrafiące zaufać odpowiednim osobom. I przede wszystkim uśmiech, węgielkowy uśmiech. A potem wszystko zapiąć na ostatni guzik i złapać w rękę miotłę i posprzątać te wszystkie sprawy, których się namnożyło, których nie załatwiłam w trakcie lepienia, bo nie miałam na nie siły. A potem to już z górki, o ile znów się nie sparzę...

środa, 16 lipca 2014

i still love you.

Piszesz, że mnie kochasz, ale...
...dlaczego nic z tym nie robimy?
Ja kocham Ciebie, Ty mnie...
To chyba smutne kochać się tak osobno, prawda?
Kochajmy się razem!
Spotkajmy się, przegadajmy godzinę, dwie, trzy... jak kiedyś, nie wykręcaj się...
Przecież mnie kochasz, tak?
Nie pisz tak dziwnie jak dziś wieczorem, ok?
Pisz do mnie ładnie. Spraw, żebym czuła jakbyś mnie przytulał...
...ciepłymi słowami.
Przecież mnie kochasz, nadal kochasz.
Nie przestałeś, sam tak powie... napisałeś.
Więc kochajmy się, mocniej niż kiedyś, choć nie wiem czy się da.

A jeśli jest coś co Cię... blokuje, jeśli jest jakiś powód dla którego nie mielibyśmy tego robić
tzn. kochać się razem, to powiedz, znaczy napisz.

...a jeśli nie ma żadnych "przeciw", to chodź...
całujmy się, przytulajmy, kochajmy...
                                                           ....RAZEM!

niedziela, 2 marca 2014

pozytywnie!

Od mojej ostatniej notki minęło tylko kilka dni, ale tyle się zmieniło! Może to tylko chwilowe, ale zaczynam zmieniać nastawienie do życia, do siebie. Ustaliłam sobie plan działania. Odrzucam wszystkie negatywne myśli, patrząc w lustro mówię "hej, ślicznaa!".
Pierwsze dni były trudne, to wcale nie takie proste. Zmienić nagle swoje nastawienie. Ale teraz jest coraz łatwiej, zaczynam zauważać, że wcale nie jestem taka straszna. Że wszystko zależy właśnie od nastawienia.
Ostatnie kilka dni były wyjątkowo trudne, ale poradziłam sobie, bo przecież wystarczy pozytywnie myśleć :)
I przede wszystkim NIKOGO NIE UDAJĘ. Nie wiem, czy pisałam, ale mam taką dziwną tendencję do upodabniania się do ludzi, jeśli bardzo zazdroszczę im tego, jak wyglądają, jacy są... Nie lubię tego w sobie. Ale w ciągu tych kilku dni, tak wiele zrozumiałam...
Przecież każdy jest piękny na swój sposób, a upodabniając się do kogoś zabijam siebie. Przez to, że próbowałam być kimś innym zniszczyłam własne poglądy, często nie potrafię nawet ocenić czy coś mi się podoba, czy nie. Ale staram się to naprawić. Mam nadzieję, że mi się uda. Że tak będzie już zawsze. Mam dość takiego smętnego życia. Oby było dobrze!

'Szczęściem koloruję,
każdą chwilę, wszystkim przyjaciołom szczerze dziękuję!'

Dziękuję Madziku za to, że ciągle ze mną rozmawiasz, tłumaczysz, choć Ci samej jest ciężko, że dzwonisz i robisz miny, albo mówisz mi, że jestem zajebista.

Sarro, dziękuję za uśmiech, śmiech, brecht, czy jak to się tam w Twoim przypadku nazywa O.o

I mamo, choć nigdy nie pozwalam Ci tu zaglądać, dziękuję, za to że jesteś najlepszą mamą na świecie.

środa, 26 lutego 2014

nienawidzę siebie.

Rzadko tu bywam, chyba jednak łatwiej pisać mi w pamiętniku, niż na blogu. Tego co tam napiszę, nikt nie zobaczy, a do bloga ma dostęp cały internet, ale nie zamierzam tego porzucić :)
Po feriach stwierdziłam, że muszę w końcu zacząć się porządnie uczyć. Więc od prawie dwóch tygodni wracam do domu, odpoczywam, wychodzę z psem i siadam do lekcji. Nie byłam nawet świadoma, jakie taka systematyczna nauka przynosi efekty. Zadziwiam samą siebie. 5 z chemii. Marzenie stało się rzeczywistością haha
No i wszystko byłoby pięknie, ale... nienawidzę siebie. Przede wszystkim wyglądu. Jestem gruba, po prostu gruba. Te nogi, brzuch... Ale zaraz? Co dałaby mi szczupła sylwetka, skoro mam taki... ryj? Nie mogę na niego patrzeć, ale mimo to potrafię siedzieć godzinę przed lustrem doszukując się w sobie czegoś ładnego, po czym rzucić skrzynką z lusterkiem i ryczeć, jak bóbr.
Zazdroszczę urody wielu dziewczynom, tak cholernie im zazdroszczę!
Dlaczego one, a nie ja? Dlaczego? Ostatnio wszystko kręci się w okół tego. WSZYSTKO. Po prostu brzydzę się swoim ciałem. Nienawidzę go. Czasami nie potrafię mówić o niczym innym, ludzie mają tego dosyć. Dzisiaj koleżanka chciała zrobić sobie ze mną zdjęcie. No okej. Ale jak je zobaczyłam, to miałam ochotę się rozryczeć.
Niby nie powinno patrzeć się na wygląd, najważniejsze jest to, co w środku. Ale kto w tych czasach nie patrzy na wygląd? Zresztą kto chciałby mnie poznać widząc tę ohydną skorupę, która przykrywa moje wnętrze? Które swoją drogę też 'piękne' nie jest...
Mam wrażenie, że każdy mówi o tym, jak wyglądam, albo patrzy się na mój brzuch/nogi.

Mam nadzieję, że lustra i zdjęcia kłamią. Że tak naprawdę jestem piękna, tylko nie zdaję sobie z tego sprawy, tak jak wiele innych dziewczyn.

czwartek, 23 stycznia 2014

musisz być odpowiedzialny za to co oswoiłeś...

Jak zapewne poznajecie po tytule notki, akurat przerabiam w szkole "Małego Księcia". Zawsze czytając książkę, która ma jakąś myśl, jakiś przekaz, próbuję znaleźć jakieś przykłady w życiu więc teraz też się bez tego nie obyło, szczególnie, że dzisiaj coś się... wydarzyło.
Tak nagle ni z tego ni z owego, zaczęłyśmy rozmawiać, podeszła do mnie "Cześć, co tam? Jak tam?", w mojej głowie powstało wtedy coś dziwnego, nie opisanego po prostu. Tak jakby to przeszło pół roku, kiedy nie rozmawiałyśmy po prostu mi się przyśniło, jakby tego nigdy nie było. Jakby nic się nie stało, tak jakbym obudziła się pół roku temu, a każdy się dziwił dlaczego mam tak dziwne pojęcie rzeczywistości, bo przecież niczego takiego nie było. Wątpię, żeby ktoś poza mną i nią to rozumiał. Właśnie, nasza relacja jest tak dziwna, że właściwie nie wiem jak ją nazwać, opisać. Potrafimy czytać sobie w myślach. Na początku prawie się nie znając potrafiłyśmy mówić sobie takie rzeczy, o których nie miałybyśmy odwagi mówić innym, to coś w rodzaju jakiejś dziwnej siły łączącej nasze chore mózgi.
I jak można było zepsuć coś takiego przez takie... takie nic.

Kochana, ja po po prostu chciałam, żeby chociaż Tobie udało się wbić w ich grono, bo ze mną by Ci się to nie udało. Pamiętasz jak się na mnie patrzyły? Jak po prostu idąc do Ciebie cofały się widząc, że obok stałam ja? Wiedziałam, że zależy Ci trochę na tym, żeby się wyrwać z tego "bycia innym", bo choć tego nie przyznawałaś, to potrafiłam czytać Ci w myślach, więc odeszłam. Wierz mi, chciałam dobrze. Zresztą nie podeszłaś, a podeszłabyś wtedy, gdyby Ci zależało! Ale to nie ważne, już jest okej, to był tylko sen, prawda? Tego nie było.
Przecież oswoiłaś mnie, więc Cię nie zostawię, skoro chcesz jednak abym przy Tobie była.
Wtedy to inna sprawa, myślałam, że mnie nie potrzebujesz i choć wiedziałam, że mało jest takich na świecie, to nie potrafiłam zrozumieć Ciebie wtedy i tego co się działo, więc odeszłam.
Ale teraz wiem, że jednak potrzebujesz mnie, że ja też jednak Cię oswoiłam!

piątek, 10 stycznia 2014

święta, święta i po świętach.

Wigilia przebiegła miło, bez żadnych większych kłótni. Za to następne dni były koszmarne, ciągle te kłótnie z tatą. Uwghr, dlatego nie lubię świąt. Dlaczego u nas nie może być normalnie?
Sylwestra spędziłam z Sarą, jej rodziną i moją rodziną, właściwie to my wszyscy jesteśmy prawie jak rodzina. Było super, serio. Dobre jedzenie, tańce, oglądanie filmów, petardy, "Sylwester z Polsatem" - lubię to! A jakie fajne zdjęcia wyszły (;
W nowym, 2014 roku, zdążyłam już odwiedzić moje kochane niemieckie Püggen. Szkoda, że byliśmy tam tylko na jedną noc, ja chcę jeszcze! Ale zdążyłam wyjść na długi spacer z pieskiem, zwiedzić okolicę, powspominać wakacje...
Czyli czas, kiedy jeszcze był ze mną ON - mój Skarb, dla którego teraz, tak właściwie jestem nikim. Nikim ważnym, nikim wyjątkowym. Po prostu kimś kto... istnieje, znajomą.
Podobno jaki Sylwester, taki cały rok? A ja w Sylwestra oprócz bawienia się z Sarą i resztą, myślałam o nim, "rozmawiałam" z nim. Czyli cały rok będę tęsknić?
Zawsze to robię, rozmawiam z "nim", przytulam "go", a tak naprawdę jak idiotka gadam ze ścianą. Czy coś ze mną nie tak?
Mój Lumpeczek chory, nie wiem co z nim jest, boję się. Chyba nie zniosłabym straty kolejnego psa...

sobota, 23 listopada 2013

czas na zmiany?

Mam ogromną ochotę zmienić swoje życie. Chcę czegoś nowego, innego. Tak bardzo marzę o tej przeprowadzce, o której pisałam w pierwszych notkach. To byłoby coś cudownego. Nowi ludzie, nowe, piękne miejsce, nowa szkoła. Zerwanie tych kontaktów z niektórymi osobami, szansa, żeby zapomnieć. W końcu zapomnieć. Może wreszcie byłabym traktowana jak człowiek?
Nie chcę być clownem. Nie chcę być ich pieprzonym clownem! Dopóki się ośmieszam i robię coś głupiego, z czego mogą się pośmiać, jest okej, akceptują mnie. Ale kiedy przestaję i jestem normalna, jest już gorzej. Oczywiście są osoby, które znają mnie i lubią taką jaka naprawdę jestem. Ale to jest mniejszość, bardzo mała cząstka kochanych ludzi.
Jeśli przeprowadzka dojdzie do skutku, to dopiero w styczniu/lutym. A ja chcę coś zmienić już teraz, dzisiaj!
Ale przecież nic się nie zmieni jeśli będę tylko siedzieć i marudzić. Właściwie nie wiem nawet od czego zacząć. Może na razie od małych rzeczy?
Wczoraj ścięłam trochę grzywkę i przefarbowałam lekko włosy. I biorę się za ćwiczenia, ale tak porządnie! I zero słodyczy i  fajek. Wiem, że to nijak ma się do zmieniania życia, ale od czegoś trzeba zacząć. Trzeba usunąć wszystkie esemesy od niego i najlepiej wyrzucić ze znajomych na fb + usunąć wszystkie rozmowy z czatu. Hahahaha. I tak tego nie zrobię. Zawsze kiedy mam zamiar to zrobić, przychodzi mi do głowy myśl, że może jednak napisze i do siebie wrócimy, a wtedy miło będzie mieć te wiadomości i powspominać wszystko.
Rety. I tak nic się nie zmieni dopóki się stąd nie wyniosę. Nie czytam nawet tego co tu kilka dni tworzyłam, bo pewnie znowu zdecydowałabym się coś poprawić, albo ogólnie usunąć całą notkę.

Ostatnio myślałam o tym, co stałoby się gdyby ktoś ze znajomych zajrzał na tego bloga. Jezu, dobrze, że usunęłam link do niego ze wszystkiego i zmieniłam adres. :o

Tak w ogóle to 21 listopada byłoby pięć misięcy. Ale mniejsza o to...